Mroczne czasy średniowiecza były przerażające i tajemnicze, nawet
dla ludzi, którym przyszło w nich żyć. Zwłaszcza zimową porą, gdy wcześnie
zapada mrok i coś czai się między drzewami, lepiej było siedzieć z rodziną i grzać
się przy palenisku. Z dala od wsi i miast, na pograniczu państwa Polan, mieszka małżeństwo z
czwórką dzieci. Pewnego wieczoru, do samotnej chaty przychodzą nieznajomi
wędrowcy, poszukujący schronienia przed mrozem i śniegiem. W taki sposób rozpoczyna
się akcja „Moim kolorem będzie czerwień” Macieja Gorywody.
Autor dość umiejętnie buduje klimat opowiadania. Stopniowo
ujawnia przyczynę obficie zalanego krwią białego śniegu, dzięki czemu
przygotowuje czytelnika na moment kulminacyjny. Tym urzekł mnie na tyle, że
przeczytałem dalszą jego część. A dalej…. Dalej można by pomyśleć, że autor
stara się przekazać jakąś myśl, naświetlić problem samotności człowieka w
społeczeństwie. Wykluczenie z powodu zwyczajnej odmienności jest przecież obecne także we współczesnym świecie. Całe dobre wrażenie jednak zniknęło. Autor, może nieświadomie,
nabija się z czytelnika. Zamienia historical fantasy na komedię. Zamiast
zaskakującego, mrożącego krew w żyłach rozwoju akcji, dostajemy bajkę o
Czerwonym Kapturku, który rozprawia się z siłami zła w sposób, jakiego nie
powstydziłby się Mistrz Yoda.
Zakończenie tego opowiadanie jest raczej śmieszne niż spektakularne.
Jednak, celowe niedokończenie historii głównego bohatera, daje szansę na
znacznie lepszą część drugą do której napisania namawiam Pana Gorywodę.
Tomasz R.Głogowski
Na prośbę Autora. Dziękuję za udostępnienie.
Self Publishing
Interesujące Cię książki znajdziesz w E-bookarni Pana Szczura
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz