„Pentagram” to zbiór opowiadań Marka Dryjera. Tematyką antologii jest
fantastyka grozy, a w szczególności wizja post apokaliptycznego świata. „Trzynasty
schron” to pierwsze z opowiadań. Tytuł brzmi nieco tajemniczo, pobudzając
jednocześnie moją wyobraźnię i nasuwając liczne pytania. Dlaczego trzynasty?
Czy było więcej schronów? W jakim celu i kto je zbudował? Czy dowiemy się tego,
zobaczymy.
Autor nadał opowiadaniu formę pamiętnika.
Bohater zapisuje swoje myśli na kartkach wytarganych z Biblii. Nie wiem, co autor
chciał przez to powiedzieć, bo w żaden sposób nie można tego wyczytać z treści.
Ale co tam. Pierwsze opowiadanie, więc można wybaczyć taki zużyty zabieg dla
podrasowania klimatu. Przyznać trzeba jednak, że opowiadanie od pierwszych
akapitów zieje grozą, a ta z każdym kolejnym zdaniem staje się coraz bardziej
przygniatająca, niemal miażdżąca. Problem jedynie tkwi w tym, że to nie treść,
nie akcja i nie klimat, które powinny tworzyć grozę, ale sposób, w jaki autor próbuje
nas przekonać, że właśnie tak groza wygląda. Nie trafiają do mnie opisy, w których
autor chciał się popisać zbyt elokwentnie, swoją widzą z materiałoznawstwa.
Niestety pozostaje ona na poziomie tylnej części ciała, która jest w stanie
zbadać twardość podłoża, na którym siada. Rażąca nieznajomością przedmiotu, w
stylu „Oparłem się o ciepłe stalowe
drzwi, których nieludzko wręcz wytrzymała stal, bez przerwy prężyła się i
napinała, niczym żylasta cięciwa potężnego germańskiego łuku” powoduje u
mnie niemiłe zgrzytanie zębów. Podobnie rzecz się ma, gdy autor wypisuje nabrzmiałe
od słów, a jednak nie do końca jasne „Cisza
od razu spowiła moje chore uszy swoim tępym wyniszczającym brzmieniem”. To
wszystko, ta siląca się na poetyckość papka sprawia ból, który raczej zachęca
do porzucenia dalszej lektury. Szczególną uwagę autor poświęca spisowi zapasów.
Posuwa się nawet do lokowania produktu, przytaczając wszystkim dobrze znane
marki produktów. Tylko, po co? Bohater nie wykorzystuje zapasów jedzenia, nawet,
gdy zwyczajnie skręca się z głodu? Może autor chciał zostawić dokument dla
potomnych. Jeśli tak, to mógł się postarać o jeszcze większą szczegółowość
spisu. W całym opowiadaniu nie widać akcji, nie ma nic, co tą unieruchomioną w
schronie sytuację pchnęłoby w jakąkolwiek stronę. Wszystko kończy się w sposób
niezrozumiały i strasznie infantylny. Niestety, tym razem trzynastka nie
okazała się szczęśliwa.
Drugie z zamieszczonych w
zbiorze, również nagrodzone, opowiadanie nosi tytuł „Miasto umarłych ludzi”.
Prawda, że zachęcający tytuł. Początek okazuje się również zachęcający. Autor
unika tworzenia niezrozumiałych, ciągnących się „zbiorów” słownych. Pojawia się
też szybka akcja. Dzięki krótkim zdaniom, czytelnik może pokonywać razem z
bohaterką kolejne piętra mrocznego bloku. Tak, miejsce, w którym wszystko się
odbywa jest naprawdę przerażające, a to przerażenie można nawet czasem poczuć.
Nie tylko przeczytać. Główna postać, dziewczyna w ciąży, musi pokonać kilka
pięter, aby wydostać się na zewnątrz i uratować życie swoje oraz nienarodzonego
jeszcze dziecka. Nie jest to łatwe. Ciemności, brak powietrza, zmęczenie i
dziwne postacie utrudniają dotarcie do celu. Niestety postacie, których brak
było we wcześniejszym opowiadaniu, zostały potraktowane bardzo powierzchownie.
Odniosłem wrażenie, jakby autor chciał jak najszybciej wydostać się na zewnątrz
i zakończyć pisanie. Pomysł i konstrukcja opowiadania dawały szansę na ukazanie
całej potęgi grozy w całkiem niezłym stylu. Niestety, w kilku momentach autor
pozwolił sobie na drzemkę razem ze swoją ciężarna bohaterką. Ogólnie można
powiedzieć tyle: w opowiadaniu jest ciemno, krwawo i szybko.
„Dziesięcina” to tytuł opowiadania, który
przewrotnie określa wypełnianie Dekalogu. Znów zapowiadało się ciekawie. I niestety tylko
zapowiadało. Pomimo wielkich nadziei zasianych „Miastem umarłych ludzi”, już od
pierwszych zdań przyszło mi przeżywać nieziemskie katusze. Może Pan Marek
Dryjer miał taki plan. Nie wiem. Wiem natomiast jedno. Zostałem zmuszony po raz
drugi do pokonywania rozdziałów/pięter, na których roi się od przegadanych, a
jednocześnie niewnoszących nic nowego, nic ożywczego obrazków. Początkowe
fragmenty są próbą nadania treści wymiaru filozoficznego. Jestem zdania, że
nawet w tak krótkiej formie literackiej, jaką jest opowiadanie należałoby
potraktować takie elementy dość poważnie. W innym wypadku będziemy mieli do
czynienia z filozofią rodem z trzepaka na blokowisku. Dalej, możemy zagłębić się w dobrze znanych z
pierwszego opowiadania popisach elokwencji autora. Zdania w stylu: „…przestrzeni ryczącej odgłosem niemej
śmierci” lub „...ich oddechy parowały
czarnym deszczem” mnożą się i powodują niesmak przy każdym kolejnym
przeczytanym zdaniu. Ponieważ każde piętro miało być, według autora
odzwierciedleniem każdego kolejnego przykazania, stwierdzam, że najprościej i z
korzyścią dla czytelnika było by zwyczajne wyliczenie ich w kolejności, lub
nawet pominięcie. Z wyjątkiem jednego, pierwszego przykazania. W tym fragmencie
autor odsłonił to, co miał na myśli pisząc to opowiadanie, a co skrywał przez
wszystkie dziewięć pięter. Wizja sądu ostatecznego i tego, co dalej dzieje się
z człowiekiem, jest naprawdę interesująca, choć jak to autor ma w zwyczaju,
potraktowana pobieżnie.
Ostatnie opowiadanie, noszące
tytuł „Bezprawie” zacząłem czytać jedynie z poczucia obowiązku. Zacząłem, i
znów Pan Marek, pierwszym akapitem tchnął we mnie nadzieję na coś ciekawego.
Zobaczyłem normalnego człowieka z krwi i kości, który podobnie jak ja śpi,
wstaje, pije poranną kawę i wychodzi z domu. Po tym, w drugim akapicie zabrał
mi ją na zawsze. Emocje w opowiadaniu są tylko nazwane. Nie da się ich poczuć. Epatowanie
kwiecistością opisów, jest zwyczajnym marnowaniem papieru i czasu czytelnika. Dla
mnie to już było zbyt wiele. Nie dokończyłem.
Tomasz R.Głogowski
5 komentarzy:
O! Zapowiada się ciekawie!
Poprzestałabym chyba na " ciepłych stalowych drzwiach"... :)
Jeszcze jedna Twoja doskonała recenzja.
By zrozumieć, dlaczego schron jest trzynasty, warto zapoznać się z projektem dostępnym pod adresem uniwersum-13.pl
Ponieważ opowiadanie jest tak naprawdę rozdziałem większej całości współtworzonej przez m.in. uczestników konkursu "Polskie Postapo".
Dziękuję za trafne spostrzeżenie. Wszystko się zgadza, z tą różnicą, że w antologii zostało zamieszczone tylko to opowiadanie, a nie cały projekt, to po pierwsze. Po drugie, nie sądzę, aby to była praca zbiorowa. Mojej ocenie podlegał tylko i wyłącznie ten, a nie jakiś inny "13 schron". Poza tym to najmniejszy problem urodzony w tych opowiadaniach.
Oczywiście, "Trzynasty Schron" to dzieło Marka Dryjera od początku do końca. Mi osobiście bardzo się spodobało, poczułem ten klimat. Z pozostałymi opowiadaniami z "Pentagramu" muszę się jeszcze zapoznać.
Prześlij komentarz